wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział IV

Obudziłem się o 7:12. Wszyscy spali. Artur głośno chrapał. Zaglądnąłem do mojej torby i znalazłem tam mój stary kawałek toffi...
- Kupiłem go w pociągu. - pomyślałem i włożyłem go do ust.

                                                                         ***

O 8:00 wszyscy się obudzili.
- Idzie ktoś na śniadanie? - zapytał Viktor wstając.
- Ja. - powiedziałem.
- Ja też pójdę. - powiedział Arnold.
W salonie krukonów siedział Joe - kapitan drużyny Ravenclawu w Quiddichtu. Koło niego bawiły się dwa koty jednym z nich był mój Mruczek.
- Cholercia! - krzyknąłem. - Zapomniałem dać jedzenie dla Mruczka!
Podszedłem do miski i napełniłem ją. Mój kot od razu przerwał zabawę i podszedł do miski. Wyglądał na zadowolonego. Po drodze zobaczyliśmy  prof. Flitwicka który powiedział:
- O! Szukałem pana, panie Qerel!
- Mam z panem iść?
- Tak! Do mojego gabinetu jest tu.
- Dobra, ja idę! - powiedział Viktor. - widzimy się na hi...
- Nie zdążysz na historię magii. - powiedział prof. Flitwick.
- No to na lataniu na miotle! Na razie. - powiedział Viktor.
- Cześć! - powiedziałem i poszedłem z Arnoldem na śniadanie. Gdy weszliśmy przy stole dla nauczycieli był tylko prof. Snape i prof. Arett (nauczyciel mugoloznastwa).
- Arnold! - krzyknęła jakaś puchonka. - Mama kazała ci to dać!
- Co to? - powiedział Arnold. - O tak! To moje ulubione cukierki, i dała mi jeszcze... książkę do eliksirów! Dzięki siostra.
- Nie ma za co. - powiedziała jego siostra z uśmiechem.
- Fajną masz siostrę. - powiedziałem chichocząc po zobaczeniu jego miny.
- Gdybyś mieszkał z nią pod jednym dachem to byś już tak nie powiedział.
- A czemu?
- Bo jest kapitanem w quidditchu... i jeszcze się wymądrza.
- A co jest w tym złego, że jest kapitanem w quidditchu?
- Bo jak jeszcze nim nie była mogłem grać na naszym domowym stadionie quidditcha, a teraz rodzice mówią, że Maddie musi mieć całe boisko.
- Może masz rację. - powiedziałem po czym do Wielkiej Sali weszli Oliver, Elizabeth i Artur. Usiedli koło nas i zaczęli pałaszować. Gdy wszyscy zjedli poszliśmy na historię magii.
Jak weszliśmy do klasy prof. Binnsa zauważyłem stary i zniszczony fotel. Było tu też zimno i ciemno. Po chwili wszedł prof. Binns i otworzył okna. Było ich tylko dwa więc nie zrobiły żadnej różnicy. Potem prof. Binns usiadł na swoim fotelu i zaczął czytać:
- Dawno, dawno temu żył wampir o imieniu Witold. Został on zmieniony w wampira przez Nina Von Wiaglasha. Nie lubił on krwi więc jadł cały czas owoce plazmowe. Miał on żonę, która miała na imię Franci...
Zasnąłem... Miałem sen o tym, że byłem w słodyczowej krainie. Były tu rzeki czekolady, cukrowe drzewa na których rosło toffi, zajączki karmelowe i wiele innych słodyczy. Po chwili jakiś pan wyczarował mi samochód z czekolady, ja zacząłem na nim jeździć, aż wreszcie wjechałem do teleprotera i się obudziłem. W tej akurat chwili prof. Binns zakończył opowiadanie słowami:
- ... i w ten o to sposób wampir Witold uratował Anglię przed Henrykiem Von Wiaglashem.
Zadzwonił dzwonek.
- Na zadanie domowe jest napisanie trzech rzeczy, które pomogły wampirowi Witoldowi uratować Anglię! - krzyknął prof.
- A ciekawe czy komuś udało się tego całego wysłuchać. - powiedział Artur.
Wszyscy zaczęli się śmiać i nie przestawali do wyjściu z zamku.
- Hej! - krzyknął ktoś za nami. Był to Viktor, który był bardzo zadowolony. - Wiecie co? Będę komentować mecze quidditcha! Fajnie prawda?
- To cudownie! - powiedziałem.
- Brawo Viktor. - powiedział jakiś krukon.
Gdy byliśmy już na miejscu przyszła jakaś pani i powiedziała, że nazywa się Rolanda Hooch i będzie ich uczyła latania na miotle.
- Teraz wystawcie rękę - powiedziała. - i powiedzcie "do mnie"!
Wszyscy zaczęli krzyczeć. Nie wiem jak ale miotła podleciała do mnie za drugim powiedzeniem "do mnie". Po chwili Arnoldowi, Viktorowi i Alicji (z Gryffindoru) udało się przyciągnąć miotłę. Oliverowi miotła nawet nie drgnęła. Gdy wszyscy przyciągnęli miotły do siebie zostało nam jeszcze 10 minut lekcji. Wykorzystaliśmy ten czas na lataniu. Gdy zadzwonił dzwonek pobiegłem z Viktorem i Arturem do tablicy ogłoszeń na której pisało:

Pojedynki: Klub pojedynków zaczął działać! Żeby dołączyć do klubu musicie pójść do prefekta waszego domu. Prefekt musi wybrać najlepszego na przewodniczącego klubu. 

Eliksiry: Klub eliksirów wcielony w życie! Panna Jix zgodziła się być przewodniczącym klubu. Dziękujemy też profesor Sprout za pozwolenie użycia cieplarni na miejsce spotkań klubu. 

Komentator quidditcha: Komentatorem meczów quidditcha został: Viktor Qerel. 

Klub zaklęć: Profesor Flitwick zgodził się być przewodniczącym klubu zaklęć lecz poszukuje pomocnika. Wszyscy chętni niech się do niego zgłaszają. Spotkania klubów odbędą się w sali zaklęć.

- Zapiszę się chyba do kubu zaklęć. - powiedziałem.
- Ja też. Lecz klub pojedynków i eliksirów też pewnie są fajne. - powiedział Artur.
- Skoro mowa o eliksirach, to lepiej już na nie chodźmy. - powiedział Viktor.
Zgodziliśmy się z Viktorem i poszliśmy do lochów do sali eliksirów. Sala eliksirów była ciemniejsza od sali historii magii. Nie było żadnych okien. Gdy weszli ślizgoni prof. Snape rozpoczął lekcję.
- Tak na początek zrobimy eliksir pobudzający. - powiedział. - Czy ktoś wie jakie składniki będą potrzebne? Podpowiedź: jest tych składników cztery.
Oliver podniósł rękę.
- Tak? - powiedział z zawiedzionym głosem prof. Snape.
- Liść palmy, ząb hindoli, jądro holika i ślina żółwia.
- Tak. - powiedział prof. Snape. - pięć punktów dla Ravenclawu.  W tym składziku są składniki. Weźmiecie je i zrobicie eliksir! Macie na to całą lekcję. O, i jeśli by ktoś nie wiedział ile grzać to na tej tablicy jest opis przyrządzenia tego eliksiru! Zaczynajcie.
Na koniec lekcji tylko Oliver, Natalia i Viktoria przyrządzili eliksir. Dlatego Ravenclaw dostał 10 punktów a Slytherin 5.
- Jeszcze tylko zielarstwo i OPCN. - powiedział Artur.
- Tak ale nie zapominaj, że są DWIE godziny zielarstwa. - powiedziała Selena.
Artur zmarkotniał i nie odzywał się już. Gdy weszliśmy do cieplarni była już tam profesor Sprout i puchoni.  - Tak, tak siadajcie! - powiedziała wesoło profesor Sprout. - Na dziś przygotowałam coś łatwego czyli handlowane gisy.
- A co to? - zapytał jakiś puchon.
- O, to zaraz się dowiecie. Gdzie to jest? - mówiła prof Sprout. - A tak! Tu jest. Handlowane gisy to taka roślina która zabija WSZYSTKIE szkodniki w ogródku. Bardzo często nią handlują. Dlatego właśnie nazywa się handlowana. Kiedyś ta roślina była nazywana tylko gis. Teraz to jest handlowany gis.
- I co będziemy z nim robić? - zapytałem.
- Sadzić! - krzyknęła. - Jeśli ktoś nie wie jak to na tablicy jest napisane jakie rzeczy trzeba zrobić! Macie na to dwie lekcję.
Po dwu - godzinnej lekcji poszliśmy na OPCM. Prof. Magegolf już na nas czekał i nas powitał. Zapraszał on na całej lekcji wszystkich na środek, żeby użyli na nim czar "Expelliarmus". Dostał wtedy Ravenclaw aż 20 punktów.
Po tej lekcji poszliśmy na kolację. Na kolację zjadłem kanapkę z dżemem i kiełbaskę z bułką. Po kolacji poszedłem z Viktorem, Arnoldem i Arturem nad rzekę. Oliver poszedł w tym czasie do biblioteki. Nad rzeką zrobiliśmy zadanie na historię magii, zielarstwo i eliksiry (od autora: nie napisałem tego ale teraz wam napiszę: z zielarstwa dostali napisać wypracowanie na temat handlowanego gisa a z eliksirów wypracowanie na temat eliksira pobudzającego). Po napisaniu wypracowań poszliśmy do pokoju wspólnego.
- Jak nazywają ducha Slytherinu? - zapytała kołatka.
- Krwawy Baron. - odpowiedział Artur.
Dzisiaj niestety Artur pierwszy zajął łazienkę. Do łazienki miałem pójść trzeci po Viktorze. Kiedy do pokoju wspólnego wszedł Oliver razem z jakąś krukonką zgasło nam światło i coś mnie wywróciło. Za chwilę znów zapaliło się światło. Lecz wszyscy leżeli na ziemi.
- Co to było? - zapytał jakiś drugoklasista.
- Nie wiem. - odpowiedział prefekt.
Wyszedł w tym czasie Viktor z łazienki. Zapytaliśmy go o te światła. Powiedział on nam, że też mu zgasło światło. Więcej nie usłyszałem bo byłem w łazience. Po wyjściu ubrany w piżamę poszedłem spać.


Od autora: Długi, bardzoooo długi rozdział dedykuję wszystkim co czytają mój blog! Dzięki za trzy komentarze pod poprzednim rozdziałem. :) 
                                                                                                                            Maciek

PS. Czytasz = Komentujesz. 


3 komentarze:

  1. Poświęciłam się i przeczytałam wszystko :) I bardzo mi się podoba. Będę tu często zaglądać :) Ile masz lat ? :D Pisz dalej i wstawiaj kolejny rozdział :) A tym czasem zapraszam do komentowania moich postów samotnawyprawaginnyweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział :) Zresztą jak każdy inny ;) Życzę weny c: i zapraszam do mnie na nowy rozdział http://dracoluna-4ever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. https://www.facebook.com/pages/Opowiadania-z-Blogspota-i-nie-tylko/588219557918329
    Założyłam fanpage, by pomóc w rozpowszechnieniu blogów z opowiadaniami. Zapraszam. :D

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani